sobota, 17 listopada 2012

ZMIERZCH „ZMIERZCHU”?


Coś się kończy, coś się zaczyna. Na miejsce po epickiej sadze wampirycznej Stephenie Meyer czyhają dziesiątki konkurentów. Czy premiera ostatniej części filmowej adaptacji bestsellerowych powieści faktycznie przyniesie zmierzch „Zmierzchu”?

Popkultura nie lubi pustki. Zanim jeszcze zdążą wyblaknąć postery reklamujące właśnie wchodzące do naszych kin „Saga Zmierzch: Przed świtem -część 2″, na horyzoncie zamajaczy grono następców ostrzących sobie zęby na schedę po Belli i Edwardzie. Saga „Zmierzch” – i nie chodzi bynajmniej tylko o serię książek czy filmów, lecz zjawisko widziane w szerszej perspektywie – wkracza w decydującą fazę; najbliższe dwa lata pokażą, na ile całe to szaleństwo było jedynie przejściową modą, a na ile fenomenem zdolnym na stałe przestawić zwrotnice kultury popularnej.

Koniec romansu

Na podobnie postawione pytanie można odpowiedzieć po części już teraz, bowiem to przecież na barkach „Zmierzchu” po wysokie miejsce w czytelniczych notowaniach próbowały sięgnąć dziesiątki innych autorek, współtworząc tym samym młodzieżowy podgatunek romansów paranormalnych. I choć formalnie powieść Stephenie Meyer nie była dziełem prekursorskim nurtu, została za takowe uznana i spłodziła niezliczonych epigonów odcinających kupony od bijącej rekordy popularności sagi. Pokolenie wychowane na „Zmierzchu” powoli jednak dorasta, a to nieco młodsze ma już na półce inne książki, zaś Stephenie Meyer, pozbawiona literackiego talentu J.K. Rowling, raczej nie będzie w stanie pomyślnie, jak jej koleżanka po fachu, przejść przez proces swoistego rebrandingu i może stać się niewolnicą własnego sukcesu, czego zapowiedzi widzimy już teraz. Pisarka trzyma w szufladzie niedokończony retelling pierwszego tomu sagi, napisany z perspektywy Edwarda, i zapewne czeka z jego publikacją na nieco gorszy czas, czyli spadek zainteresowania sagą, choć oficjalnym powodem wstrzymania prac nad książką jest wyciek manuskryptu do Internetu. Niewykluczone więc, że „Midnight Sun” (tak brzmi roboczy tytuł niewydanej książki, który po polsku można przełożyć jako „Północne słońce”) będzie krokiem naprzód wykonanym w kierunku kolejnych tomów serii, traktujących tym razem o Renesmee, córce Belli i Edwarda, lub należącej do klanu wilkołaków Leah Clearwater, co potwierdziła zresztą sama Meyer w wywiadzie udzielonym stacji MTV, zaznaczając pośpiesznie, że nawet jeśli napisze nowe tomy sagi, odczekają one parę lat, zanim trafią do księgarń. Autorka jest więc kryta i będzie mogła dozować nowy materiał wedle uznania. Fani zacierają przecież ręce.
Kto pokocha wampira bez zębów
Powrót Meyer do uniwersum „Zmierzchu” wydaje się nieuchronny, wszak jest ona królową romansów paranormalnych i nie ma wątpliwości, iż popularność książek napisanych przez licznych naśladowców zależy właśnie w sporej mierze od obecności pisarki na rynku. Całkowite przemodelowanie funkcjonującego w kulturze wampirycznego mitu i wprzęgnięcie go w ramy powieści obyczajowej dla nastolatek nikomu wcześniej – ani później – nie udało się w tak spektakularny sposób. Sama Meyer wydaje się bagatelizować udział wampira w jej powieściach, zaznaczając, że to rozbudowana metafora służąca podkreśleniu właściwej treści książki i jej głównego dylematu opierającego się na trudności dokonania właściwego wyboru, umożliwionego przez wolną wolę; zapytana o inspiracje, chętniej mówi zresztą o Jane Austen, Emily Brontë i Szekspirze niż Bramie Stokerze. Bez względu na intencje autorki, to właśnie ona wyprowadziła wampiryzm z getta gotycyzmu i odcięła od definiującej go do tej pory rozerotyzowanej cielesności. Meyer, wychowana w religii mormońskiej, dokonała swoistej kastracji popkulturowego mitu przesiąkniętego przecież ładunkiem seksualnym, tym samym tworząc iluzoryczny świat przedstawiony, w którym zastosowanie znajdują jedynie wyidealizowane formy uczuciowości widzianej przez pryzmat wstrzemięźliwości oraz mitologizacja dziewictwa; utrata cnoty równoważna jest w „Zmierzchu” utracie dawnego życia i wejściu na nowy poziom egzystencji – wampirycznej. Dlatego na paradoks zakrawa fakt, iż to właśnie zapowiadane odważne sceny erotyczne stały się motorem napędowym szeptanej promocji „Przed świtem”. Bez wątpienia producenci wzięli pod uwagę coraz głośniej rozbrzmiewające głosy tak zwanych TwilightMOMS, czyli gospodyń domowych w średnim wieku, które oszalały na punkcie Belli i Edwarda – to już bodajże druga co do wielkości internetowa społeczność fanów sagi Stephenie Meyer, zaraz po nastoletnich dziewczynach.
Od zmierzchu do świtu
Meyer próbuje radzić sobie i bez „Zmierzchu”. Za parę miesięcy do kin trafi adaptacja powieści jej autorstwa „Intruz”, niezwiązanej z wampirycznym cyklem, i niewykluczone, że doczekamy się kolejnych tomów książki, a co za tym idzie, następnych filmów – otwarte zakończenie pozwala na bezbolesną i sprawną realizację sequela. Poza tym i sam „Zmierzch” ma się, póki co, całkiem nieźle. Prognozy mówią, że „Przed świtem. Część 2″ zgromadzi na koncie ponad siedemset milionów dolarów, zresztą decyzja o rozbiciu adaptacji ostatniej części sagi na dwie połówki była niczym innym, jak podyktowaną przez bezduszny marketing decyzją i kolejną próbą wyciśnięcia z fanów serii dodatkowego grosza. Zaplecze, jakie przed ostatnie lata zbudowano wokół „Zmierzchu”, na pewno nie pozwoli zjawisku nagle wygasnąć – do Forks w stanie Waszyngton, gdzie osadzono akcję książek, nadal ciągną niezmordowani turyści, wydano komiksowe adaptacje sagi, ilustrowany przewodnik po świecie Belli i Edwarda, powstały dwie filmowe parodie, sama autorka przed dwoma laty dopisała spin-off „Drugie życie Bree Tanner”, zaś studio Lionsgate przebąkuje o serialu telewizyjnym, w którym będą kontynuowane wątki z filmów. Wygląda na to, że świt jeszcze daleko.
Źródło: film.onet.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...