Nareszcie nadszedł koniec kultowej Sagi "Zmierzch". Oczekiwanie na finał tego neurotyczno-wampirzego love story wystawiło cierpliwość na próbę nie tylko najbardziej zagorzałych fanów twórczości Stephenie Meyer, ale również jej największych przeciwników. Jedni marzyli o jeszcze większej dawce krwistych uniesień, drudzy mieli już zwyczajnie dość. A co najzabawniejsze, premiera ostatniej części filmowej adaptacji odbyła się w atmosferze skandalu. Świat obiegła informacja o zdradzie, której dopuściła się odtwórczyni Belli (Kristen Stewart) na planie jej ostatniego filmu "Królewna Śnieżka i Łowca". Filmowy Edward (Robert Pattinson) długo nie mógł wybaczyć ukochanej publicznego upokorzenia, jednak dla dobra promocji filmu "Przed świtem część 2" postanowił dać jej drugą szansę. Zszokowani fani wciąż grożą aktorce śmiercią, a miłośnicy X Muzy powinni w końcu zebrać swoje szeregi i widłami przepędzić Stewart z Hollywood. Z powodu złego aktorstwa i szeregu innych błędnych decyzji twórców, kontynuacja "Sagi Zmierzch: Przed świtem" jest niestety najgorszą częścią filmowego fenomenu. Całe szczęście, że to już koniec.
Pomimo iż piąta część filmowej adaptacji niesie ze sobą wiele rozczarowań, odnajdziemy w niej również odpowiedzi na nurtujące nas od lat pytania. Czy Taylor Lautner kiedykolwiek przestanie obnażać swoją klatkę piersiową? Nie. Czy dziecko Belli i Edwarda okaże się równie neurotyczne i mało uzdolnione co matka? Tak. Czy twórcy odważą się na dystans i zaprezentują widzom lekką drwinę z coraz to bardziej kiczowatej historii miłosnej? Nie. A szkoda, ponieważ przy odrobinie fantazji i kreatywności finał "Sagi Zmierzch" mógł okazać się nie tylko hołdem złożonym fanom, ale i doskonałą rozrywką. A tak mamy komputerowo wygenerowany śnieg, równie sztucznych bohaterów z najdalszych zakątków świata oraz całkowity brak logiki w prezentowanych wydarzeniach.
W filmie "Przed świtem część 2" rodzina Cullenów będzie musiała stawić czoło bezlitosnemu klanowi Volturi, który z mało sensownych powodów postanawia pozbyć się nowo narodzonego dziecka Belli i Edwarda. Renesmee (Mackenzie Foy), bo tak nazywa się ich urodziwy potomek, bardzo szybko rośnie i w przeciągu kilku dni osiąga dojrzałość 7-letniej dziewczynki. Przerażeni rodzice za wszelką ceną pragną obronić córkę, a w opiece nad ukochanym dzieckiem pomaga im oczywiście Jacob. Piąta część Sagi prezentuje uroki macierzyństwa dla Belli, która jednocześnie uczy się jak być wampirem i dodatkowo stara się opanować nowo zdobyte wampirze umiejętności. Pierwsze co uderzy widzów, to instynkty rodzicielskie filmowej pary, które pozostawią wiele do życzenia. Bella jest matką pokroju przysłowiowej kukułki. Ciągle nie ma czasu dla dziecka, bo to raz trzeba pójść na polowanie, innym razem pobyć z mężem, a jeszcze innym razem pójść na trening. Każdy z Cullenów wychowuje małą Renesmee, ale najrzadziej przypada to w udziale Belli i Edwardowi.
Postać ich córki, czyli owoc zrodzony z jednej z największych (samozwańczych) miłości w historii kina oraz literatury również wywołuje mieszane uczucia. Młodziutka aktorka jest zjawiskowo piękna, niemniej na ekranie niczego sobą nie reprezentuje, a jej obecność służyć ma jedynie jako symboliczny bodziec do walki dla głównych bohaterów. Gdyby tego było mało, przez pierwszą połowę filmu Renesmee jest wygenerowana komputerowo. Najwidoczniej producenci nie mogli znaleźć zjawiskowo pięknego i uroczego niemowlaka, dlatego postanowili go „narysować”.
Sposób wykorzystania efektów specjalnych w finałowej części "Zmierzchu", to zdecydowanie najbardziej irytująca cecha całej produkcji. Wydaje się jakby filmowcy pewni kinowego sukcesu, nie przyłożyli się do pracy nad stroną wizualną. I tak począwszy od zawstydzająco złej czołówki, poprzez niemowlę oraz bieganie po lesie, a kończąc na scenach walki w sztucznym śniegu, widzowie mają kolejne dowody na to, że fenomen Sagi Zmierzch bezpowrotnie się wyczerpał. To już koniec globalnej obsesji. Po tym wszystkim czego musieliśmy doświadczyć jako widzowie i odbiorcy masowej pop-kultury, pozostaje tylko jedno pytanie: czy było warto?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz